piątek, 21 października 2016

"Internetowa Mamo" - kto dał Ci prawo decydowania o tym, kto jest prawdziwą matką?!

Droga "Internetowa Mamo", mamo komentująca , mamo krytykująca, mamo poniżająca...

Kto dał Ci prawo decydowania o tym, czy jestem prawdziwą matką?
Dlaczego pod każdym postem o cesarskim cięciu podkreślasz, że kobieta, która wydała dziecko na świat w ten sposób, nie rodziła i nie ma prawa nazywać się mamą?
Owszem - część kobiet rodzi w ten sposób na tzw. życzenie. Większość jednak jest do tego zmuszona. Zmuszona, żeby ratować zdrowie i życie dziecka i własne.
Zdajesz sobie sprawę, co znaczy strach, ogromny strach, w każdej sekundzie ciąży? Czy się uda? Czy donoszę? Czy moje dziecko przeżyje? Czy będzie zdrowe?
Gdy wiesz od początku, że tylko poród przez cesarskie cięcie da Wam obojgu największe szanse?
Ale dla Ciebie to nie poród, to zwykły "zabieg", po którym nie ma żadnej więzi. Dla Ciebie to jak usunięcie jakiegoś guza z ciała kobiety. "Więc jak ta kobieta chce później nazywać siebie samą matką?!" "Ona nie wie co to ból! Co to skurcze!"
A czy Ty wiesz czym jest strach o życie dziecka? Czy zdajesz sobie sprawę jak ciężko jest znowu leżeć na oddziale patologii ciąży i modlić się, żeby wszystko było dobrze?
Miałam rodzić "na zimno", bez skurczy, już miesiąc przed terminem - dłuższe czekanie wiązało się z narażaniem dziecka na coraz większe niebezpieczeństwo. Jednak dzień przed ustaloną datą zaczęły się skurcze - leżałam już jakiś czas na patologii ciąży, więc mogli zacząć szybko szykować salę. Jednak poród rozwijał się tak szybko, że ledwo zdążyli. Miałam tzw. poród zabiegowy. Wiem zatem co to skurcze porodowe, znam ból, kiedy myślisz, że złamie ci zaraz kręgosłup. Ale nie możesz w tym momencie skupić się na "pięknie porodu", o tym, że zaraz będziesz parła i walczyła razem ze swoim maleństwem, żeby pomóc mu przyjść na ten świat.
Nie, nie możesz sobie ulżyć w bólach prysznicem, czy masażem, który wykona pomocna fizjoterapeutka. Nie możesz zwilżyć sobie ust wodą. W tym momencie nikt nie przejmuje się Twoim bólem. Sprawdzają tylko, czy "przypadkiem nie urodzisz" zanim wszystko przygotują. Leżysz na zimnej sali przygotowawczej, walczysz z bólami, a w międzyczasie jedna położna goli cię i szoruje, druga wchodzi co jakiś czas i sprawdza rozwarcie. Później wenflon, kroplówka, czepek i jedziemy. Nie masz możliwości, żeby Twój mąż mógł być przy narodzinach Waszego dziecka.
Znieczulenie - tak bardzo przez Ciebie wyśmiewane ("przecież nic cię nie boli! co to za poród!"). Jedno wkłucie, żeby miejscowo znieczulić skórę, drugie - już w kręgosłup - czujesz jak igła przechodzi. Ból jest. Tępy. Po chwili czujesz nogi, ale nie możesz nimi ruszyć.
Czujesz jak lekarze szarpią brzuchem. Po jakimś czasie otrzymujesz informację. "Zaraz wyjmiemy dziecko". Dwie myśli. Oby był zdrowy. I to nie tak miało być.
Szarpnięcie. Silne - jakby ktoś piłkę do rugby wyjmował Ci przez pępek.
Słyszysz płacz. Słyszysz po raz pierwszy w życiu swoje dziecko. Swoje maleństwo. Ale go nie widzisz. Czekasz, czekasz aż ktoś Ci powie, czy wszystko jest dobrze. Jest. 10/10. Po chwili przystawiają Ci maluszka do policzka. 5 sekund. Po tym jak go umyją, przed wywiezieniem z sali, możesz go pocałować w główkę. 2 sekundy.
Nie możesz go przytulić do gołej piersi. Nie możesz nacieszyć oczu jego widokiem.
Zostajesz na sali. Czujesz jak nadal brzuch jest szarpany. Usuwają wszystko. Szyją. Przerzucają Cię na łóżko i wywożą z sali. Czeka na Ciebie tylko mąż. Ale widzisz go tylko chwilę. Później jedziesz na obserwację pod okiem anestezjologów, bo coś poszło nie tak. Coś jest z Twoim tętnem i ciśnieniem. Leżysz i patrzysz na zegarek. Mija kilka godzin. Zawożą Cię w końcu na salę poporodową. I jest - w końcu położna Ci podaje Twoje maleństwo. Ale nie możesz go nakarmić. Nie możesz go normalnie przytulić, bo jedna ręka jest uwięziona wśród różnych przewodów, kroplówek, igieł. Po godzinie położna odkłada maluszka, ten po jakimś czasie zaczyna płakać, a Ty nie możesz nic zrobić. Twoje nogi jeszcze nie odzyskały sprawności. Nie możesz wstać i utulić swojego dziecka. Musisz wezwać na pomoc pielęgniarkę.
Pierwsza noc Twojego dziecka na świecie. Nie spędza jej przy Tobie. Jest daleko, w innej części budynku. Bo przecież go nie nakarmisz. Długo potrwa zanim będziesz mogła to zrobić. Po 10 godzinach od cięcia przychodzi pielęgniarka, żeby postawić Cię na nogi. W momencie gdy podnosi Cię do pozycji siedzącej przeszywa Cię ogromny ból - próbując wstać z łóżka prawie mdlejesz. Kobieta obok znosi to lepiej, ma większą dawkę przeciwbólowych - mi nie wolno, ograniczono je do minimum, a od rana mam już nic nie dostać. W połączeniu z lekami przeciwpadaczkowymi mogą zniszczyć wątrobę.
Jakoś stoisz na nogach. Trzęsą się niemiłosiernie. Jesteś cała z krwi. Czujesz parcie na pęcherz. Idziesz do toalety. Znajduje się na zewnątrz. Dotarcie do niej wydaje się trwać w nieskończoność. Trzymasz się ściany. Każdy krok sprawia ból.
Po powrocie, gdy usiłujesz położyć się na łóżku, zdajesz sobie sprawę, że chodzenie jest niczym w porównaniu z kładzeniem się do łóżka, a zwłaszcza z podnoszeniem z niego. Od tej pory przez ponad dwa miesiące każde wstanie z łóżka było męką, wyciskało łzy z oczu. Jakby ktoś wbijał sztylety. Po prostu zrosty po operacji jajnika tak uciskały na nową ranę. Wiesz dobrze, ile razy trzeba zrywać się do dziecka. Wiele razy płakałam, bo nie byłam w stanie zejść z łóżka do własnego dziecka, tyle czasu mi to zajmowało. Chciałam być przy nim już, natychmiast, ale ból był tak wielki, że nawet macierzyński zew nie był w stanie go zagłuszyć. Teraz minie 5 miesięcy od narodzin Piotrusia - 5 miesięcy, a ja każdego dnia czuję jak blizna rwie. Na USG widać, że nadal w środku nie zagoiła się do końca. Ty po 5 miesiącach od porodu siłami natury nie czujesz już niczego. Oczywiście, pamiętasz ból, nigdy go nie zapomnisz. Może masz jakieś inne dolegliwości.
Dla Ciebie poród był pięknym przeżyciem. Dla nas, kobiet po cesarskim cięciu, był on dniem ulgi - dziecko jest z nami, nic mu już nie grozi. Jednocześnie odarto nas z bliskości z dzieckiem w jego pierwszych chwilach. Wszystko sterylnie, mechanicznie.
Ale to nie jest ważne. Ból też nie jest ważny. Możemy z nim żyć, najważniejsze jest przecież nasze maleństwo. Maleństwo, o które martwiłyśmy się każdego dnia, bo nie dano nam spokojnej ciąży. Maleństwo, dla którego bałyśmy się kupić jakąkolwiek rzecz, bo nie wiedziałyśmy czy wszystko będzie dobrze. Maleństwo, które nosiłyśmy pod sercem - niestety często krócej niż 9 miesięcy. Maleństwo, które pokochałyśmy już dawno temu, zanim zobaczyłyśmy jego bijące serduszko.
I po tych wszystkich chwilach strachu, po tej walce każdego dnia o jego życie i zdrowie, czytasz w Internecie wpisy, że nie jesteś prawdziwą matką. Jak jedna kobieta może robić to drugiej kobiecie? Podważać jej fundamentalne prawo do bycia mamą?
Nie życzę Ci tego, broń Boże, ale co byś zrobiła, gdyby Twój kolejny poród musiał być rozwiązany przez cesarskie cięcie? Czy w tym momencie nadal broniłabyś swoich przekonań? Czy mówiłabyś każdemu, że jesteś mamą tylko i wyłącznie dzieci urodzonych naturalnie? Czy kochałabyś mniej swoje najmłodsze dziecko, bo nie przyszło na świat tą samą drogą co poprzednie? Zastanów się nad tym. Pomyśl zanim następnym razem tak szybko będziesz kogoś oceniać i mówić mu, że nie zasługuje na określenie MAMA.

2 komentarze:

  1. Witaj! Moje doświadczenia są różne od twoich i może będzie jeszcze okazja by ten temat poruszyć. wkurzam się gdy ktoś mówi: Miałaś cesarkę? ty nie wiesz co to poród... Ale takie są niektóre kobiety. Gdy rozmawiam z kimś o porodzie, to często widzę to spojrzenie, nawet jeżeli ktoś nie chcę tego powiedzieć na głos. Głównie są to kobiety po 30, 40, które rodziły tylko drogami natury i nie mają bladego pojęcia o cesarce. Nawet mojej mamie zdarzało się powiedzieć, że ja nie wiem co to skurcze, mimo że miałam skurcze i wiem co to. Doszło do tego, że wstydziłam się powiedzieć że miałam cesarkę na własne życzenie. Ale to nie ich sprawa. To była moja decyzja, rozważyłam za i przeciw. Dzisiaj podjęłabym tę samą decyzje. Nie wspominam tego dobrze, ale przeżyłam.
    Czekam na kolejny wpis, Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo dobrze napisane. nie przejmuj sie tym co piszą inni. u nas nie było cesarki bo lekarze stwierdzili, że da radę. po porodzie żona malucha zobaczyla po 36 godzinach a 1 przytulenie po 2 tygodniach. nikt nie ma
    prawa decydowac ani osadzac. U nas kolejny porod bedzie cesarką bo już nikt nie pozwoli zonie rodzic naturalnie..

    OdpowiedzUsuń